Te "pseudoartystyczne" polskie filmy staram się omijać szerokim łukiem, ze względu na obsadę postanowiłam dać mu szansę.
Odrobiłam pracę domową i obejrzałam konferencję prasową z Wasilewskim i paniami (które swoją drogą pięknie broniły filmu w języku angielskim). Wasilewski powiedział, że ten film to zlepek obrazów z jego dzieciństwa (które przypada na koniec lat 80-tych), kolory nie bez powodu są zimne, szare, a sceny długie, bo takie były nasze polskie zimy. Długość z scen w tych kilku przypadkach była istotna, np. końcowa... odczuwaliśmy wielki dyskomfort, który pogłębiał się z każdą sekundą.
Udałam się na sobotni seans (tuż przed rozdaniem nagród) widownia była w większości polska, resztę reprezentowali Niemcy i obcokrajowcy. Bardzo ciekawa była różnica reakcji między nami. Polacy często śmiali się na sytuacje błahe, które nie były do końca istotne do fabuły, ale były nam w jakiś sposób bliskie (z własnego doświadczenia, albo przytrafiły się komuś kogo znamy), to na przykład dezorientowało niemieckiego pana który siedział obok mnie i co jakiś czas pytał "z czego oni się tak śmieją?".
Chociaż sam Wasilewski nie ukazuje tego w filmie, nie mogłam nie dostrzec różnic pomiędzy tym jak postrzegana była rola polskiej kobiety wtedy i jak jest teraz. Jak Magda powiedziała na konferencji, wtedy mężczyźni byli panami domu, superbohaterami, którzy decydowali o większości aspektów życia kobiety dzisiaj jesteśmy niezależne i nie musimy pytać o zgodę.
Z seansu wyszłam zadowolona. Cieleckiej, Nieradkiewicz, Kolak (która "stole the show") i Kijowskiej (której fanką nie jestem) nie mam nic do zarzucenia.
Bardzo łatwo jest przykleić filmowi łatkę i kompletnie zniechęcić do oglądania, ja mam nadzieję, że ludzie jednak dadzą mu szansę. Z taką obsadą... to się nie mogło nie udać.
PS jeśli ktoś ma problem z nagością na ekranie, to odradzam
film pokazuje KOBIETY, jak radzą sobie ze zmianami ustrojowymi, otwierają swój biznes, zarabiają, widać je na żywo, nie tylko na taśmie wideo (prawdziwej jak się okazuje!); jak się starzeją, jak nieszczęśliwie kochają...
film szokuje nie tylko nagością ale też smutkiem....nie wyobrażam sobie tego filmu w multipleksach ....
też byłam na sobotnim seansie; wśród widowni słyszałam w większości angielski i niemiecki; ale fakt, reakcje publiczności były różne; jakoś mało kto śmiał się ze sceny wodnego aerobiku :-) i generalnie słychać było raczej reakcje oburzenia (np. na ripostę męża Agaty przy obiedzie), czy szoku/zawstydzenia (np. na chodzącego bez bielizny fotografa);
ale brawa były równe od wszystkich !!!
Z filmu wyszłaś zadowolona, ale wpis zaczynasz od słów o pseudoartystycznych filmach? Gdzie tu sens tego wpisu? Radze popracować nad stylem i logiką wypowiedzi. :-( Przyda się przed kolejnym wpisem.
Pani się Pani czepia... Przecież tytuł brzmi "wbrew popularnej opinii", który już sugeruje co autorka miała na myśli.
Wystarczyłoby zmienić początek na "Takie/tego typu pseudoartystyczne filmy..." i byłoby zupełnie zrozumiałe:)
Pozdrawiam!
Nie doświadczyłem potrzeby śmiechu na seansie. Nie zauważyłem też by ktokolwiek na sali to miał. Film wręcz cierpki. Wszyscy tu mają przerąbane przez swoje głowy które się buntują przeciwko rzeczywistości i codzienności. Ten PRL to był przedsionek piekła.
tez nie czulam ze mi do smiechu a slyszlam takie reakcje na sali,moze to ten rocznik ktory nic nie rozumie..
Ciekawe, że ja wspominam moje dzieciństwo jakoś znacznie bardziej kolorowo niż Pan Wasilewski mimo, że przypadło na jeszcze glębszy PRL. Ten film epatuje brzydotą. I nie ma w nim kompletnie nic śmiesznego, nerwowe śmieszki na widowni chyba wynikają z tego, że ludzie spięci tymi do bólu naturalistycznymi scenami usiłują doszukać się czegoś wesołego w tych trochę lżejszych. Jak dla mnie stracony czas i pieniądze.
Filmy mają bawić a smutni i niezrozumieni ludzie nigdy nie istnieli, szczególnie w zimę '90?
Istnieli. Nawet zimą '90.
Z tym, że ten film jest strasznie o niczym. Jak to ktoś wcześniej napisał - wydmuszka. Ma być smutno, ma być szaro. I jest. Tylko czemu ta szarość i smutek mają służyć, i co pokazywać? Czasy przemiany, którymi film jest reklamowany? Poza wypożyczalnią kaset i zwolnieniem pani od rosyjskiego, celem zastąpienia jej anglistką (lol) oraz strojów i wystrojów "z epoki" zgadza się bardzo niewiele.
Reżyser pojechał na nagości i seksie w wydaniu naturalistycznym, a wydźwięk filmu jest taki, że jak babie źle, to niczym dzika kotka w rui, będzie poszukiwała samca, celem podrapania miejsc ze świądem, bo się napatrzyła na księdza, bądź zostawił ją facet, bądź mąż jest za granicą. Jedynym wyjątkiem jest sytuacja, w której jesteś lesbijką - wtedy trudniej znaleźć drapacza, więc poleżysz sobie na wersalce nago (swoją drogą, nie mam pojęcia, po co ta scena i co miała pokazać, poza nagą bohaterką).
Było też o zmaganiach kobiet i walce o szczęście. Cóż. Pominę każdorazową porażkę, bo w szarej rzeczywistości filmu, raczej ciężko by było wpleść jakiekolwiek zwycięstwo, na jakimkolwiek polu. Nie wiem natomiast, dlaczego te "zmagania" przyjmują formę zachowań obsesyjnych, które zaczynają władać życiami bohaterek? Czy naprawdę każda zakochana kobieta zachowuje się, jakby nagle stała się dyssocjalna i nie potrafiła skomunikować się z otoczeniem, poza przedmiotem pożądania, z którym zresztą też nie potrafi nawiązać dialogu?
Ogólnie reżyser nie pokazał w tymi filmie nic, poza nagimi pośladkami w każdym przedziale wiekowym oraz, sprowadzonym do zwierzęcego, libido.
Zgadzam się. Warstwa wizualna i styl filmu mi nie przeszkadza, ale jak pisałem w innym temacie, za dużo tu inspiracji z kina rumuńskiego, nawet operator. Sprytny zabieg. Twórca osadził akcję wśród warstw średnio-niższych, chociaż dyrektorka szkoły z takimi ubraniami w roku 90. musiała być wyższą personą. Scenografie są dość wiarygodne, nie każdy w tamtym momencie żył na poziomie. Mój problem z tym filmem jest taki, że on do niczego nie zmierza. Opowiada historię tu i teraz i pewnie takie jego prawo, zapewne te bohaterki nigdy nie znajdą tego, czego szukają, albo uda mi się to za kilka lat, w bardziej otwartych czasach. Zresztą z perspektywy wiemy, że to nie łatwe. Rozwód w pewnych środowiskach i dla pewnych ludzi jest trudny do zaakceptowania, nie mówiąc o romansie z księdzem. Lesbijki to nie mają w ogóle łatwo, zwłaszcza w takim wieku. Chociaż jedna sama nie wie, czego chce, inna zachowuje się potwornie i raczej nie ma na to szans. Każdą bohaterkę niby można zrozumieć, pożądają i podobają im się inni mężczyźni. Miłość i samotność potrafi robić różne rzeczy z człowiekiem. Banały, ale tak to bywa, słyszy się, widzi. Niestety te historie nie mają puenty. Zwłaszcza wątek Cieleckiej, który rozwijał się ciekawie i nagle taki koniec. Wszystkie są urwane w pół zdania. Nie twierdzę, że miał być happy end, ale jednak myślałem że będzie chociaż jakiś dramat, coś co połączy te postacie, poza miejscem zamieszkania. A to są po prostu cztery nowelki, w zasadzie trzy i pół. Jednak najbardziej przeszkadzała mi ta właśnie ta naturalistyczna cielesność rodem z Seidla. Nawet nie dyssocjalny seks i dyndające członki, ale te scenki rodzajowe z nagimi, starymi kobietami. Zwłaszcza ta na kanapie. Myślę sobie, że to już pewnie będzie koniec tego wątku albo wydarzy się coś gwałtownego. No i prawie, dostałem czymś takim po twarzy. Tak, wiem, każdy kiedyś będzie stary itd, ale na razie nie jesteśmy i takie przedstawienia nie wprowadzają żadnej treści.
Tak jak film miał być fragmentarycznym portretem rzeczywistości typu tu i teraz, tak też zwraca uwagę na to, że rzeczywistość jak to ona jest sama w sobie, gdy dopada codzienność i niespełnienie pragnień to okazuje się nagle, że nawet grubsi ludzie po 50tce są pod ubraniami nadzy i mają swoje niespełnione fantazje.
Czyli mówisz że to reżyser pomyślał za ciebie? Nie, dziękuję, ale wolę mieć własne zdanie, a dorabianie ideologii do kiczu jest tendencją nieudaczników.
Mógłbym nagrać film o reklamówce-jednorazówce rzucanej na wietrze i o dziwo znaleźli by się ludzie uważający to za arcydzieło. W końcu tyle podtekstów i metafor o ludzkiej doli i niedoli...
Ale się szanuję i takich rzeczy nie zrobię.