Filmowy rollercoaster, prawdziwy emocjonalny whiplash, oparty na własnych przeżyciach twórcy filmu.
Wobec faktu w/w, wszelacy trzeźwo myślący, z kulą logiki u nogi, z ciasnym horyzontem pojmowania i typowym dla zatwardziałych realistów du...ściskiem, powinni pomyśleć, zanim zaczną zrzędzić, wykrzykiwać i krytykować amerykański sen. Zapominają, że obejrzeli właśnie jego ziszczenie, Chazelle najpierw za dokument zdobył nagrodę, a za nią nakręcił w niespełna trzy tygodnie film, który walczy o Oscara.
Nie zapominajcie krytykanci, ze co prawda nie każde marzenie jest amerykańskim snem, ale każdy amerykański sen zaczyna się od marzeń.
Zamiast stwierdzać, że wiecie lepiej jakie emocje i fizyczne urazy towarzyszą niemal maniakalnemu ćwiczeniu gry na perkusji, od osoby znającej sprawę z autopsji i mającej prawo nawet użyć wzmocnienia w przekazie wizualnym, by oddać siłę przeżyć to lepiej podyskutujcie na temat dopuszczalności takich metod w wydobywaniu geniuszu, jaki stosował Fletcher.
A czemu precz? Pragmatyści tacy jak ja wcale się nie czują, jakby mieli kulę u nogi, też doceniam ten film, i wiem, że logika tak często zawodzi w życiu, że przyczepianie się do nieprawdopodobieństwa w Whiplash jest bez sensu. Natomiast problem, czy wolno gnoić ludzi, żeby przekraczali granice swoich możliwości, otóż NIE WOLNO. Sami z siebie mogą się katować, ale nie wolno młodych ludzi zrównywać z ziemią, tym bardziej w takich dziedzinach jak muzyka klasyczna, gdzie jest mnóstwo wrażliwców, przecież to co robił nauczyciel to zwyczajna selekcja, jak w buszu.
Miałem napisać, że film w żaden sposób nie pochwala gnojenia młodych ale po chwili zwątpiłem. Pomimo takiego gnojenia chłopak odnosi sukces, wyklina swojego nauczyciela ale na koniec kiedy widzi jego uśmiech sam się cieszy z jego aprobaty. Końcówka mnie trochę zawiodła ale happy ending musiał być. Jak dla mnie powinien do końca udowodnić, że nie potrzebował łysego i zignorować go. Choć można to tłumaczyć emocjami buzującymi w takim momencie.
Moim zdaniem nie pochwala gnojenia tylko stawia pytanie, czy to jest dopuszczalne. Każdy widz musi sobie na to odpowiedzieć, Andrew zawalczył na przekór swojemu katowi i nie wiem, czy ten uśmiech to jest radość z aprobaty Fletchera, raczej ze zwycięstwa nad nim. O, dzięki, uświadamiam sobie teraz, że muszę podnieść ocenę, ta końcówka wcale nie była jednoznaczna.
tak, moim zdaniem to jest film o muzyku zafiksowanym z miłości do perkusji, gotowym do WSZYSTKICH wyrzeczeń przez duże W aby być najlepszym w tym co KOCHA (przez duże K:) to taka jego ścieżka do khatarsis, które się spełnia właśnie na scenie w ostatnim utworze. Muszę przyznać że ten chłopak mnie pięknie poprowadził przez ten film od entuzjazmu, przez skrajnie egoistyczne przekonanie o własnym geniuszu przez zwątpienie i rezygnację az do pełnej harmonii w końcowych scenach koncertu.
A czy wiesz albo ktoś wie, czy aktor sam TAK grał? PRZECIEŻ TO WYDAJE SIE NIEMOŻLIWE!
To były popisy absolutnego wirtuoza. Czy można tak podkręcić grę, aby wyglądała tak bardzo autentycznie? Nie do uwierzenia...
Ponoć aktor sam grał, ale głowy nie dam, że trochę komputerowo podkręcili tempo ;) Zresztą reżyser też gra, i ileś tam lat życia poświęcił na pracę z takim sfiksowanym nauczycielem jak ten z filmu, na swojej historii rezyser oparł film.
Podobno Miles rzeczywiście grał i jakieś 90% perkusji było jego, a te najtrudniejsze partie grał Nate Lang (ten, który na samym początku grał w orkiestrze).. Moim zdaniem nieźle podkoloryzowali z tymi 90 %, chociaż z tego, co wiem, Miles do filmu tygodniami ostro ćwiczył po kilka godzin dziennie z jakimś świetnym nauczycielem..
To szacun dla aktora, doceniam bardziej coś takiego niż głodzenie się lub tycie, albo pakerstwo na potrzeby roli :)
Wyjaśnij mi proszę, dlaczego według Ciebie aktor, który dla roli chodził pół roku na siłownię lub trenował sztuki walki, nie zasługuje na szacunek? To nie jest wysiłek? To nie jest praca?
A gdzie ja napisałam, że nie zasługuje na szacunek? Według mnie wszelkie wysiłki są w porządku, o ile nie jest to pakerstwo wspomagane ostro sterydami, chodzi mi o to, że bardziej cenię wczucie się w rolę np. ćwicząc grę, jeżeli jest to muzyka, czy też spędzenie wielu godzin poznając realia życia np. w hospicjum, jeżeli gra się śmiertelnie chorego, zamiast wychudzać się na patyk.
zwycieztwa nad nim? a co on z nim walczyl? tak jak fleczer powiedzial prowokowal go do tego zeby stac sie mistrzem to byl jego cel i go osiagnal wiec wydaje mi sie ze to byl raczej usmiech porozumienia i podziekowania za to ze dzieki fleczerowi stal sie mistrzem,
Na początku Fletcher dręczył go, tak jak i innych, rzeczywiście w celu wydobycia geniuszu, jednak po tym, jak Andrew go wsypał i pozbawił stanowiska, Fletcher postanowił się zemścić. Zorganizował koncert z zamiarem upokorzenia chłopaka, nie przypuszczał, że ten nie pozwoli na to, Andrew wygrał tą finałowa wojnę i popatrzył na Fletchera z miną zwycięzcy. Zdecydowania wcale nie był wdzięczny, na tym etapie wiedział, że do świetnego grania mógł dojść bez wynaturzonych metod.
well, powiem tak. film jest swietny rowniez dlatego ze mozna go interpretowac dwojako badz nawet trojako. Na tym koncercie widac jak pozniej mu pomaga dyrygujac wiec mysle ze mimo wszystko od zawsze mu kibicowal. sam go wkoncu wybral do swojej orkiestry.
Dyrygował, chociaż Andrew poradziłby sobie bez tego, bo chciał wciąż zaznaczać swoją rolę, i jak widać mu się udało, bo Ty się na tą sztuczką nabrałaś. Uważam, że Fletcher to psychopata, a Andrew znalazł w sobie tyle siły, żeby pokazać mu, że ma charakter.
Do orkiestry wybierał wielu, i najczęściej niszczył tych ludzi, jeden aż popełnił samobójstwo, a wszystko w imię szukania genialnej osoby, wiesz co, ja jestem przeciwna takiemu sposobowi pracy z kimkolwiek. Ciekawe czemu, jak w pracy, czy szkole trafi się ktoś kto wprowadza dryl za pomocą gnojenia i obelg, wszyscy są przeciwni, bo mobbing, a Ty wykazujesz pełne zrozumienia dla Fletchera.
dlatego ze sie z tym zgadzam? z wlasnego doswiadczenia np? mialem kiedys podobnego nauczyciela nauk u niego nie bylas przyjemna czesto mnie gnoil ale doprowadzil do tego ze w swoim czasie bylem najlepszy w tym co robilem. thats why...i po raz kolejny powtarzam ze interpretowac film mozna roznorako wiec nie wpieraj mi ze sie na cos nabralem ze nie zrozumialem a ty zrozumialas. rozum sobie jak chcesz.
Ok, bez obrazy. Nie denerwuj się, Ty zrozumiałeś po swojemu ja po swojemu i git.
dokladnie, ja mysle ze oba spojrzenia na ten film moga byc poprawne. kwestia subiektywna.
Warto zwrócić uwagę, że Fletcher na koniec autentycznie, szczerze się cieszy z występu młodego. Mimo, że przed chwilą chciał (i prawie tego dokonał) zniszczyć jego karierę, mimo, że młody wcześniej zniszczył jego, to w miarę finałowego występu Fletcher puszcza to w niepamięć i jest szczerze ukontentowany. Wcześniej w filmie mówi, że nigdy w życiu nie miał swojego /tu padło nazwisko jakiegoś talentu/. W tym momencie jest świadom, że go znalazł. Tak to widzę :) Bezwzględny (przez duże "B"), nieprzebierający w środkach trener. Czy to pochwalam? Nie. Ale film rewelacyjny.
zgadzam się i szczerze mówiąc innej interpretacji na swieżo po obejrzeniu nie miałem :)
dokladnie tez tak to zrozumialem i tak wlasnie bylo, zrozumieli sie na koncu i to jest głeboki sens tego filmu i dlatego byl on dobry :)
To Twój pragmatyzm jakiś nietypowy;) Z reguły pragmatyści cierpią katusze patrząc na kadry wykraczające poza prawdopodobieństwo, w ich mniemaniu. Co do finału Whiplash, jest absolutnie kontrą dla Fletchera, żadne tam cieszenie się z jego akceptacji, jest pokazaniem mu, że myli się w swoich metodach, bo właśnie spowodował, że perkusja trafiła do szafy, i na pewno w wielu innych uczniach zgasił płomień geniuszu w zarodku.
Zgadzam się, że nie wolno upokarzać ludzi nawet w celu wydobycia z nich czegoś niezwykłego, bo jedni rzeczywiście podniosą się silniejsi, ale wielu innych nie wstanie nigdy. No i o tym, kto jest geniuszem w dziedzinie muzyki nie decyduje tylko nauczyciel i nabyta biegłość, a co, jeżeli wyćwiczona w pocie i łzach maniera nie podbije serc publiczności, trzeba jeszcze mieć natchnienie.Moim zdaniem artyści z natchnieniem przetrwają wszelkie przeciwności, i prędzej jest im potrzebny uskrzydlający, a nie dołujący mistrz.
Bo źle oceniasz, chyba zapatrzyłaś się na Witkacego, który miał pogardę do pragmatystów, a oni przecież tylko chcą 'czuć ziemię pod stopami' i przez to nawet filmy oceniają przez pryzmat tego, czy nie chcą im odebrać poczucia realizmu.
Z tym mistrzem, sprawa nie jest do końca jasna, patrząc jaki wpływ ma na chłopaka ojciec, a jaki Fletcher, jednak skłaniam się ku tezie, że metody tego ostatniego zrobiły z Andrew faceta ;)
W kazdej dziedzinie sztuki aby osiagnac jakikolwiek sukces o dziwo potrzebna jest dyscyplina i jak w wojsku. Samorodki sa wyjatkami od reguly. Mlody czlowiek z niewpelni uformowanym kregoslupem psychologicznym czasem nie zdaje sobie sprawy z tego jaki posiada talent. Ktos doswiadczony znajacy sie na materii, tak jak w tym filmie, potrafi wylowic nieprzecietnego wybijajacego sie ponad przecietnosc, burzac dotychczasowy stan samozadowolenia i przyspieszyc dojrzalosc. Nic tak nie uczy jak wrzucenie na gleboka wode. A, ze niektorzy nie wytrzymuja, tym lepiej, nie wszyscy sa geniuszami, bo w swiecie samych geniuszy wszyscy umarlibysmy z glodu.
Ale no z Twego postu wynika, że geniusze muszą być 'twardzielami', a co z geniuszami-słabeuszami?
Jest ich na ziemi cale zastepy lecz brak im mentora tzw. popychacza, sierzanta, i pielegniarki, oczywiscie to w cuddzyslowiu. Oprocz geniuszu trzeba miec tez szczescie, patrz historia Einsteina.
No dobra, ale słabowity Chopin to geniusz, który jakby się dostał w łapy takiego mentora, jak ten z Whiplash, na pewno zamknąłby się w sobie i nigdy nie dokonał tego co zrobił. Klimat dla geniuszy wcale nie musi być lodowaty, natomiast tak jak napisałam, cechy męskie lepiej rozwija styl wojskowy, tak mi się wydaje, ale to są dwie różne sprawy. Fletcher swoimi metodami zrobił z Andrew mężczyznę, odważnego, gotowego walczyć o swoje, ale moim zdaniem do rozwinięcia jego geniuszu się nie przyczynił, kto wie czy młody muzyk nie grałby lepiej przy bardziej empatycznym mistrzu.
Klimat dla geniuszy! W muzyce nie ma geniuszy- jeśli ktoś ma talent ale nie ma pasji czyli po prostu jest leniem zginie w szarzyźnie. Znam wielu muzyków - tych bez wielkiego talentu ale bardzo solidnych (nagrywają dobre płyty)i tych co wieku 6 lat grali Chopina a teraz na Wyspach do kotleta grają.
To już inny temat, z genialnych dzieci rzadko wyrastają genialni dorośli, problem zdaje się być psychologiczny, ja mówię o geniuszach co wyrośli już z krótkich majtek i nadal płonie w nich ogień, taki Fletcher może go zgasić.
Ujmę to tak: Gdy wrzucasz na ogień za dużo rozpałki, to może zagasić ogień, lub sprawić że buchnie z ogromną siłą ! To chyba taki można wyciągnąć 'morał' z tego filmu.
Ale tu mieliśmy to i to, najpierw zgasł, a później zapłonął z ogromna siłą, tylko czy to drugie zdarzenie jednak nie wynikało z silnej woli samego Andrew? Moim zdaniem on i tak by się wybił i prawdopodobnie, mając wymagającego, ale normalnego 'mistrza', stałoby się to szybciej niż pod wątpliwym wpływem Fletchera.
Ogień nie buchnie od razu, a czasem będzie musiał trochę biernie się po dymić , potem lekki podmuch wiatru i w końcu zaczyna płonąć .
Genialny Pan Fletcher w sposob destrukcyjny na totalne wyniszczenie prowadzi talent na ktory natrafil. Konsekwencja do samego konca przynosi finalny efekt w postaci szlifu I przekroczenia granicy siebie samego - Andrew staje sie perkusista kompletnym. Cel uswiecil srodki choc nikomu nie zycze takiego nauczyciela, trenera, mentora etc.
"nie wolno upokarzać ludzi nawet w celu wydobycia z nich czegoś niezwykłego, bo jedni rzeczywiście podniosą się silniejsi, ale wielu innych nie wstanie nigdy. " - ŹLE! Kompletny fałsz. O to właśnie chodzi - ludzie muszą się zahartować w ogniu i albo to jest ich powołanie, albo odpuszczają i robią coś innego. Nie ma innej drogi aby być najlepszym. A ci, którzy chcieli być najlepsi poszli do Fletchera i sami wybrali, czy chcą się dowiedzieć, czy będą coś znaczyć.
Czyżbyś uważał, że jedyną drogą do wydobycia z człowieka tkwiącego w nim geniuszu jest poniewieranie nim, i to nawet w takiej, (wymagającej wielkiej wrażliwości) dziedzinie jak muzyka? To ciekawe jak by na tym wyszedł chorowity Chopin, podejrzewam, że zmuszany do tłuczenia w fortepian do upadłego i zaprzężony do wyścigu szczurów nigdy by nie osiągnął takiej niepowtarzalności i wirtuozerii jaką uzyskał, mając zapewnione cieplarniane warunki rozwoju w młodym wieku. Artystyczny świat to nie tylko "pole bitwy" , na szczęście nie wszędzie obowiązują bezwzględne prawa buszu, więc osoby utalentowane, a nie nadające się do hartowania w ogniu też mogą osiągnąć wyżyny, Ciekawe jak byś chciał hartować w ogniu Glenna Goulda, który cierpiał na Zespół Aspergera (rozpoznanie nie jest pewne), pewne jest natomiast, że cieplarniane warunki stworzone mu przez rodziców (ojciec nawet sam zrobił mu krzesło do fortepianu), pozwoliły na rozwój niezwykłego talentu, niepowtarzalnego.
Zatem nie ma co krzyczeć, że ja źle rozumuję, należy wykazać się szerszym horyzontem w ocenie zdarzeń.
Ja patrzę na ten przypadek przez pryzmat obecnych czasów - teraz większość ludzi żyje tanim kosztem, bo niczego nie muszą, za minimalną krajową od biedy da się wyżyć, nawet na zasiłku da się jakoś pociągnąć i na przekór temu stanowi potrzeba ludzi, którzy z nieoszlifowanych diamentów potrafią zrobić cuda i rozwinąć wielkie talenty. Ten film to raczej paralela, muzycy nie muszą cierpieć od "szarpania strun", chodzi o to, by talent ćwiczyć za wszelką cenę - od podstaw wyćwiczonych do maksimum, po treningi w muzyce, aż do wirtuozerii, a w tych czasach, jeśli nie ma się nadgorliwych rodziców, to dzieci raczej średnio same z siebie chcą coś wydobyć... Główna myśl mojej odpowiedzi miała znaczyć, że albo coś robimy na 100%, oddajemy temu serce i robimy z czegoś powołanie życiowe, albo odpuszczamy i jesteśmy szarakami. A jeśli ktoś jest w stanie przekonać nas, że się nie nadajemy, to chyba rzeczywiście tak jest? Bo jak inaczej możemy w siebie zwątpić?! - tylko, kiedy nie czujemy powołania, a wtedy, moim zdaniem, nie ma co się pchać do działki która nas tylko zgnoi, a nie da żadnej satysfakcji.
albo szlifowanie diamentów - co zapewne dla nich nie jest miłe - aby powstały z nich przecudnej urody BRYLANTY ;)
Film genialny. Relacja między uczniem, a nauczycielem wyniszcza tego pierwszego i prowadzi na skraj wyczerpania nerwowego i fizycznego. Wielu z nas potrzebuje takiego Fletchera, ale największą walkę nasz młody perkusista toczy z sobą.
http://casusaniola.pl/13-na-polowie-czasu/
och, przynajmniej w tej ostoi internetu ktoś używa słowa "krytykanci", a nie "hejterzy"!
Jeszcze Polska nie zginęła!
Dziękuję!
To nie jest ostoja internetu, a raczej jedno z głównych miejsc, gdzie hejt ma się całkiem dobrze.
"Zamiast stwierdzać, że wiecie lepiej jakie emocje i fizyczne urazy towarzyszą niemal maniakalnemu ćwiczeniu gry na perkusji, od osoby znającej sprawę z autopsji i mającej prawo nawet użyć wzmocnienia w przekazie wizualnym, by oddać siłę przeżyć to lepiej podyskutujcie na temat dopuszczalności takich metod w wydobywaniu geniuszu, jaki stosował Fletcher."
Ja mu tego prawa nie odbieram, mi się to po prostu nie podoba(i ta spocona perkusja, o rany).
Jaka TY jesteś górnolotna, człowiek kulturalny pewnie spłonął by ze wstydu gdyby był na moim miejscu, cale szczęście nie jestem kulturalny człowiek.
Wiem, że mój sposób żartowania czasem nie jest zbyt górnolotny, przepraszam jak uraziłam, nie miałam złych intencji.
Kiedyś bardzo chciałem założyć big band, ale po tym filmie jakoś się boję. Czy ja tez powinienem tak wrzeszczeć na muzyków? Bo nie przyjdzie mi to łatwo. Może po prostu ich bić? Doradźcie. Z góry dzięki.
A już tak serio - przekonanie, że nauczyciel-furiat dobrze uczy, jest to pospolitym błędem myślowym większości ludzi.
Taki nauczyciel nie uczy, a jedynie wytwarza atmosferę zagrożenia upokorzeniem, dzięki czemu uczniowie SAMI się uczą. Pracują samodzielnie ze strachu przed upokorzeniem i często osiągają dobre wyniki. na końcu nauczyciel-furiat przypisuje sobie zasługi. Ale to nie jest zasługa nauczyciela-nerwusa ani tych upokorzeń, tylko ich pracy.
Nauczyciel-lider też by ten cel osiągnął. Mniejszym kosztem. Co oznacza, że lider jest lepszy od furiata. Ale ludzie rzadko to rozumieją.