Co za poziom, co za gra, co za inteligencja muzyczna i ta fantastyczna muzyka która unosi cię ponad wszystkim. Mimo upływu lat Miles Davis pozostaje dla mnie najlepszym muzykiem w historii jazzu. Co więcej jest jednym z najlepszych muzyków w historii muzyki w ogóle.
W USA biali policjanci pałowali go przed klubem, w którym miał grać, a w Europie był wielbiony i nikt nie patrzył na jego kolor skóry. Liczyła się tylko muzyka. A ta jest piękna.
Dla jednych Satchmo, dla innych Trane lub Bird, ale faktycznie Miles jest chyba najbardziej popularnym jazzmanem i najbardziej rozpoznawalnym muzykiem dla ludzi znających ten gatunek pobieżnie lub tyle, co wcale. Lubię go, że często mówił to, co myślał i za to, że nie odcinał kuponów od własnego dorobku i nawet w latach 80 nagrał takie skarby jak Music From Siesta, Aura czy Tutu.
Przebrnąłem przez długie godziny jazzu, przerobiłem zarówno tych z topu jak i muzyków niszowych i Miles pozostaje dla mnie nadal numerem 1.
Przebrnąłem przez długie godziny jazzu, przerobiłem zarówno tych z topu jak i muzyków niszowych i Miles pozostaje dla mnie nadal numerem 1.
Wiesz, ja lubię sobie dzielić jazz na instrumenty. Więc dla mnie również Miles jest nr 1 jeśli chodzi o trąbkę, ale np saksofon, czyli mój ulubiony instrument w jazzie - oj tutaj mam całą masę numerów 1, głowa boli, wymieniać można godzinami: Brecker, Sanborn , Liebman, Evans, Potter, Bartz, Dolphy, Shorter, Berg, Golson, trudno mi zrozumieć jak teraz patrzę na ten zestaw, dlaczego aż 6 z nich to biali, ale to już tak na nawiasie :)
Wiesz, ja lubię sobie dzielić jazz na instrumenty. Więc dla mnie również Miles jest nr 1 jeśli chodzi o trąbkę, ale np saksofon, czyli mój ulubiony instrument w jazzie - oj tutaj mam całą masę numerów 1, głowa boli, wymieniać można godzinami: Brecker, Sanborn , Liebman, Evans, Potter, Bartz, Dolphy, Shorter, Berg, Golson, trudno mi zrozumieć jak teraz patrzę na ten zestaw, dlaczego aż 6 z nich to biali, ale to już tak na nawiasie :)
To jest fantastyczne w jazzie, że każdy może znaleźć coś dla siebie. A to że ja uważam Milesa za debeściaka, a ty kogoś innego nie ma znaczenia. Ważny jest jazz. Kiedyś siedziałem w jednej z brytyjskich bibliotek i w moje ręce wpadł fantastyczny album. Gruba księga. Autor, zawodowy fotograf jeździł po całych stanach i fotografował jazzmanów. Jeździł po najmniejszych dziurach, gdzie odnajdywał jakichś 80 letnich dziadków grających na banjo, a kończył na wielkich muzykach. Fantastyczny album. Nie pamiętam niestety tytułu.
Zgoda, ale była pod moją wypowiedzią i odczytałem ją jako kontynuację "muzykologii" Gibona.
Idąc tym tropem najlepszymi muzykami w historii świata byli tacy ludzie jak Chopin, Bach, Mozart itd. Oni tworzyli dzieła absolutne.