Film interesujący, daje do myślenia. Pokazuje, jak człowiek, który nie jest zły, potrafi się zagubić wciągnięty w machinę taką jak nazism. Halder nazistą nie był, był po prostu człowiekiem, niedocenionym profesorem, który najpierw zachłystnął się uznaniem nad jego pracą. Ktoś go wreszcie zauważył. To go wciągnęło niepostrzeżenie. Nie miał złych intencji, chciał nawet zrobić coś dobrego, po prostu nie potrafił, przegapił moment, a gdy wreszcie oprzytomniał, było już za późno. Iluż ludziom to się zdarza? Jego przypadek był po prostu odzwierciedleniem bardziej radykalnej sytuacji. Halder po prostu się "zagapił", a potem było już za późno.
Nie da się ukryć. Jednak można było się po niej tego spodziewać. Halder, po prostu się zamotał, ona jednak popierała od początku ten ruch. Najpierw podobało jej się poruszenie w społeczeństwie, a potem przecież krytykowała znajomość Haldera z Maurice'em, była przeciwna pomaganiu mu, a w ową feralną noc pogromu urządziła Johnny'emu scenę o bilet do Paryża dla Maurice'a.