... za zakończenie. Śmiem twierdzić, że nie taki był cel Evelyna Waugh, historia wielkiej miłości z happy endem. To co ja wyczytałam w książce, która zainspirowała reżysera, było pokazanie absurdalnej rzeczywistości tzw. ,,złotej młodzieży". Ich błahych problemów i zatartej granicy rozsądku, ich przyjęć, bezsensownych wydatków, ich poprzestawianych wartości moralnych, ich zwariowanego trybu życia, ich dziwności, konfliktu ze starszym pokoleniem... wszystkie te cechy nie zostają przy tym w żaden sposób z góry ocenione, zarzuty są jasne, ale i obrona nie próżnuje. Widzimy młodych ludzi zagubionych w rzeczywistości, nie radzących sobie z ogromną swobodą, nie potrafiącą znaleźć sobie miejsca na świecie, ba, nie chcącą właściwie częścią tego ,,nudnego" świata być. Długo by pisać, a nie chodzi przecież o książkę. Film dobry, całkiem dobrze oddaje właśnie tę... no cóż, bohemę, tę grupę społeczną owianą jakąś tajemniczością, którą każdy ,,przeciętny" człowiek potępia, a skrycie umiera z zazdrości i bardzo chce stać się jej częścią. Współcześnie znanych nam jako ,,celebrytów". Niesamowity Miles, cudowny Adam i Nina dokładnie taka, jaką ją sobie wyobrażałam, czytając. Czasem zabrakło tej... iskierki, tej ironii i tego humoru, z jakimi napisana została książka. No i niestety, zakończenie jest do bani... cóż, jeśli ktoś przebrnął do końca mojej wypowiedzi (musiałam się trochę wymądrzyć), gorąco polecam książkę!!! :)